Kawa ubezpieczeniowa w Rzeszowie. Rozmawiamy z agentami ubezpieczeniowymi o pozyskiwaniu klientów ubezpieczeniowych dzięki Facebookowi, Instagramowi, Google Moja Firma.
[su_note note_color=”#ffffff” note_color=”#FFFF66″ text_color=”#000000″]Dołącz do 1800 agentów. Otrzymuj porady na pozyskiwanie klientów ubezpieczeniowych. [yikes-mailchimp form=”166″] [/su_note]MarcinKowalik.online
Kawa Ubezpieczeniowa w Rzeszowie
12.10.2019
Marcin: Popatrz, jak czekasz na tramwaj albo czekasz na autobus na przystanku – wszyscy mają nosy w komórkach. I oni nie czytają tam Tołstoja ani Biblii. Oni albo siedzą na Instagramie, albo siedzą na Fejsie.
Łukasz: Tylko jak wygląda to ich siedzenie teraz? Jak to wygląda? To wygląda tak zwykle…
Marcin: Zwykle konsumpcja treści.
Łukasz: To jest po prostu „scroll, scroll, scroll” i tyle.
Marcin: No, konsumpcja bierna.
Łukasz: Trzeba albo zainteresować się w tych czasach jakąś taką megakontrowersyjną grafiką, która zwróci uwagę. No bo treści? Ja sam widzę, jak Facebook moje zasięgi ucina teraz.
Marcin: A to jest inna sprawa.
Łukasz: Ale gdyby te treści były konsumowane…
Marcin: Ale masz na myśli, że ucina Twoje zasięgi na fanpage’u?
Łukasz: Na fanpage’u.
Marcin: Oczywiście, tak. A dlaczego to robi? Żebyś odpalił kampanię, o czym rozmawialiśmy przed chwilą. Dokładnie. Są na to sposoby. Warto zrobić krok do tyłu i się zastanowić, czy Facebook dotychczas był darmowym środowiskiem. Był, więc mieliśmy coś za darmo. Więc ja jestem zdania, że za coś, co było za darmo dotychczas, nie można wieszać psów, tylko trzeba się dostosować do sytuacji.
Jest kilka dróg. Możesz też budować swój profil prywatny. Pytanie – czy ja wchodząc w tej chwili na Twój profil prywatny, od razu będę na pewno wiedział, co oferujesz? Będę wiedział? Bo zdjęcia masz fajne, profesjonalne. Przystojny, młody człowiek…
Łukasz: Myślę, że tak. Ale nie nie ze zdjęcia w tle, ani nie ze zdjęcia profilowego.
Marcin: No to już masz pierwszą rzecz do przemyślenia. I jak przeglądam Twoje posty na prywatnym profilu na Facebooku, to czy stamtąd też czasami przebija się to, że…
Łukasz: To akurat tak, ale chcę to zmienić zupełnie. Nie chcę zupełnie angażować swojego prywatnego profilu do tych celów, bo po to stworzyłem fanpage.
Marcin: Żebyś się nie przejechał… Znaczy powiem Ci tak – zrobiłem test jakiś czas temu. Wziąłem sobie swoje zdjęcie z jakiegoś spotkania biznesowego, opisałem jakąś tam historię i dałem link do zakupu. I to był chyba kurs Mistrz Telemarketingu Ubezpieczeń – taki kurs on-line.
Marcin: Cześć! Tak, witam!
Paweł: Paweł.
Marcin: Marcin. Zapraszamy, zaraz się dosiądziemy. Fajnie, że nam rośnie ekipa. Tu się nagrywa audio, tam się nagrywa video po to, żebyście mogli też później to sobie skonsumować i to też świat puścimy.
Rozmawiamy o tym, jak swój prywatny profil na Facebooku wykorzystać do celów biznesowych. I zrobiłem to tak, że wziąłem sobie fajne zdjęcie, bo ludzie reagują na zdjęcia, opisałem historię. Był tam taki bardzo personalny, osobisty początek i na końcu było nawołanie do działania, czyli kup teraz.
Łukasz: Ale to jakaś historia?
Marcin: Tak, tak. Już Ci mówię, jak to było. Ja to tak opisałem, że jestem w takim momencie w pracy, że właśnie teraz też muszę wykonywać dużo zimnych telefonów – tak zacząłem. Więc łączę się w bólu z agentami, którzy też muszą takie telefony wykonywać w tej chwili.
I już potem przechodzę do „opisu produktu” w cudzysłowie. Kiedyś stworzyliśmy z Mirosławem Krystmanem kurs itd., opisuję parametry tego kursu, cechy tego produktu. Czyli zacząłem od personal touch, potem problem, czyli zimne telefony, potem rozwiązanie i nawołanie do działania.
I to nie była ściana tekstu, tylko były dwie linijki, przerwa, dwie linijki, przerwa. Tak żeby oko mogło to przeskalować. Bo inaczej, jak będzie ściana tekstu, to nikt tego nie przetrawi.
Łukasz: Sama ściana już odrzuca. Ja widzę sam po sobie – zanim przejdę do jakiegoś artykułu, odpalam sobie ten artykuł, przewijam i sprawdzam, ile go jest.
Marcin: Dokładnie, „to jeszcze łyknie”.
Łukasz: „To jeszcze łyknę.” Ale jak jest nawalone, to mówię „dobra…”.
Marcin: Dokładnie. I czemu o tym mówię? Na Twoim miejscu, jak już masz fanpage, to ja bym tego nie zakopywał, spoko. Tylko tam na 100 osób, które są Twoimi fanami, jeżeli coś publikujesz, to dotrze to do 2-3 procent.
A jak to samo zrobisz na prywatnym profilu, to wiadomo – parę osób z Twoich znajomych z liceum będzie mogło się zastanawiać: „po co mi te treści?”. Ale jeżeli oni nie chcą Cię obserwować, nie chcą być Twoimi znajomymi z takiego powodu, to ja bym za bardzo za nimi nie płakał.
Łukasz: Zgadza się, tak. No jasne, że tak.
Marcin: Prawda? To jest taka trochę bolesna refleksja, ale mnie dziwi np. że ludzie tyle czasu marnują na konsumowanie treści na Fejsie. To jest niesamowite, ile ludzie tracą czasu. Czasu, który mogliby poświęcić na jeden post tygodniowo albo nawet na jeden post dziennie. I z takiego jednego postu można naprawdę zrobić biznes. Tylko trzeba być konsekwentnym.
Łukasz: Przede wszystkim. Ja teraz sobie założyłem, że trzy posty w tygodniu, co dwa dni. Ale widzę, że muszę zmienić koncepcję, bo np. piątkowe posty mają najsłabsze zasięgi.
Marcin: A pomyśl, o czym myślisz w piątek. Pomyśl.
Łukasz: Tylko że tych postów nie publikuję o 18, o 17, ale o dziewiątej rano, powiedzmy.
Marcin: Spoko. Ale o czym myślisz w piątek zwykle?
Paweł: Jak najszybciej zamknąć dzień i uciec z biura.
Marcin: No i teraz powtórzę – żeby jak najszybciej zamknąć dzień i wyjść z biura.
Andrzej: Poniedziałki rano są najlepsze, jeżeli chodzi w ogóle o czytanie.
Marcin: Większość ludzi myśli tak samo. Postaw się na miejscu klienta.
Paweł: Ale mówisz, że uruchomiłeś własną stronę do celów biznesowych czy fanpage’a?
Marcin: Już Ci mówię. Mam fanpage MarcinKowalik.online. On jest i on jest też po to, żeby emitować reklamy na Facebooku, bo reklamy na Facebooku możesz emitować tylko wtedy, jeżeli masz fanpage.
Łukasz: Płatne?
Marcin: Płatne, tak, tak. Natomiast na prywatnym profilu na Facebooku – myślę, że od roku, dwóch lat – transparentne opisuje to, co robię. Oczywiście mam swoją pracę od 8 do 16 w dużej firmie w Szczecinie, ale mam też projekty właśnie z agentami ubezpieczeniowymi.
Paweł: To jest Twój poboczny temat?
Marcin: To jest mój poboczny. Tak, dokładnie, projekt poboczny.
Paweł: Po godzinach.
Marcin: Tak, dokładnie. I tam zacząłem na prywatnym profilu też to opisywać, dokumentować. I mam zdecydowanie lepsze efekty z prywatnego profilu. Oczywiście byłoby jeszcze lepiej, gdybym na tym profilu opisywał tylko te rzeczy poboczne, bo się one trochę mieszają z tą pracą od 8 do 16, ale widzę zdecydowanie lepsze efekty.
Bo po pierwsze mogę dodać do znajomych Was, więc jesteśmy w kontakcie. I to samo możecie przełożyć na swoich klientów, czyli możecie swoich klientów dodać do znajomych. Bo jeżeli chcecie z nimi utrzymywać relacje na poziomie klient-agent ubezpieczeniowy to znaczy, że się raczej nie wstydzicie tej relacji i tego kontaktu, więc wskazanym byłoby też utrzymywać kontakt na Fejsie. To jest pierwszy temat.
Drugi temat – oni wtedy będą cały czas widzieć wszystko, co się u Was dzieje. W pozytywnym tego słowa znaczeniu. Będą widzieć to, że na przykład się szkolicie. Pojechaliście na jakieś szkolenia, bo piszecie post. Będą widzieć, że właśnie pomogliście kolejnemu klientowi we wdrożeniu PPK w firmie, bo wrzuciliście post. I będą cały czas dostawać te komunikaty.
I jest teoria, która mówi, że żeby kogoś przekonać do zakupu czegoś, musisz przynajmniej sześć razy tej osobie wyświetlić jakiś komunikat reklamowy. Aż sześć razy. I jak masz kogoś wśród znajomych na Facebooku, no to zwiększasz swoje szanse na to, że dotrze Twój komunikat o tym, że jesteś profesjonalnym agentem, o tym, że pomagasz ludziom w ubezpieczeniach na życie, że Jan Kowalski zaoszczędził 300 zł na OC itd.
Łukasz: A jeszcze jedna rzecz. Bo ok, to jest fajnie, co mówisz o tym profilu prywatnym. Tylko wobec tego, jeżeli prowadzę dwa kanały – to znaczy jeden kanał, ale dwiema ścieżkami, czyli ten profil prywatny i fanpage – to uważasz, że treści, które publikuję na fanpage’u w regularny sposób, powinienem w równie regularny sposób publikować i te treści powinny być tożsame?
Marcin: No ja już doszedłem do takiego etapu, że mam tyle pomysłów na treści i to, co teraz robimy, to też jest pomysł na treść. Z tego będzie video, z tego będą urywki, z tego będzie tekst, z tego będzie odcinek podcastu. Czyli sobie szukam pretekstu do tworzenia treści.
Doszedłem do takiego etapu, że nie mam problemu z tym, czy to ma wylądować tu czy tu. Kiedyś myślałem, że: „o, odbiorca docelowy będzie miał za dużo treści albo że skonsumuje wszystkie moje treści”. Nie ma szans, żeby agent, który mnie obserwuje, skonsumował wszystkie moje treści. Wszystkie podcasty, wszystkie video, wszystkie teksty. Nie ma szans, nie martwmy się o to.
Andrzej: Jeszcze z fanpagem. Ja uruchomiłem jeszcze jedną osobę do swojego fanpage’a, która też pisze posty.
Marcin: O super, ciekawe.
Andrzej: I po prostu siedzi w biurze i w momencie, kiedy zjawia się jakaś sprawa, gdzie klient np. czymś się interesuje, to w tym momencie piszemy we dwójkę. Bo generalnie ja myślę, że w ogóle trzeba pomyśleć o tym, że to jest jedno, wielkie, dobre narzędzie i tak naprawdę możemy do tego fanpage’a…
Marcin: Chwilowo bezpłatne…
Andrzej: Chwilowo bezpłatne. Możemy do niego też tak samo zaangażować osoby, które również chcą tego fanpage’a z nami tworzyć. W tym momencie już nie robią się te dwie godziny dla nas.
Marcin: „Koszt” w cudzysłowie, tak.
Andrzej: Tak, tylko ktoś jeszcze w tym momencie może tam jakiś post włączyć. Czy on jest lepszy, czy gorszy – trudno powiedzieć. Ale zawsze się coś na tym fanpage’u dzieje. Tak jak w każdym biznesie ważna jest konsekwencja tego, że jesteś konsekwentny w działaniu. W tym momencie ta konsekwencja da Ci wynik.
Łukasz: I tu jest Facebook fajny, bo też przypomina, że Twoi fani nie otrzymali żadnych informacji od Ciebie. Ty pewnie tego nie wiesz, bo publikujesz…
Marcin: Też dostaję, tak.
Andrzej: Ja tak właśnie miałem, jak pisałem sam. A jeżeli zaangażowałem jakąś osobę jeszcze, która razem ze mną tworzy ten fanpage, to się w pewnym momencie zaczęło dziać to…
Paweł: To jest osoba z pracy czy jakiś copywriter?
Andrzej: Tak, tak. Ja nie chcę mieć żadnych zewnętrznych osób, bo to się bardzo źle kończy.
Marcin: To musi być ktoś, kto zna chociaż trochę pracę, produkt. Ja też nigdy bym się nie podejmował np. prowadzenia fanpage’a za agenta, chociaż mam pomysły o czym pisać. Np. jest świetny Kalendarz Marketera Mateusza Czecha – to można ściągnąć, to jest taki dokument w Excelu. Świetna rzecz, bo tam macie wypisane wszystkie święta, nietypowe okazje itd.
Łukasz: Jak się nazywa? Ja sobie zapiszę od razu.
Marcin: Kalendarz Marketera. Jak wpiszesz w Google, to na pewno znajdziesz: Kalendarz Marketera – Mateusz Czech.
Andrzej: On ma w ogóle swoją stronę na Facebooku.
Marcin: Tak, tak. On się zajmuje chatbotami bodajże. I to jest świetne, bo tak naprawdę wiesz z dużym wyprzedzeniem, jakie będą nietypowe święta, dni itd. I jeżeli tam będzie za miesiąc Światowy Dzień Bezpiecznej Jazdy, no to już wiesz, że możesz ustawić sobie posta, a na fanpage’u możesz zaplanować publikację postu z wyprzedzeniem.
Łukasz: Jest taka opcja?
Marcin: Oczywiście. Narzędzia publikacji i wypisujesz. I jak już wiesz, że za miesiąc będzie taki dzień, to sobie przygotowujesz albo krótki tekst, albo grafikę w Canvie. Canva.com to jest świetne narzędzie do tworzenia bardzo prostych grafik. Większość moich grafik robię w Canvie. Jest też aplikacja na telefon, więc nie trzeba grafika, nie trzeba Photoshopa. Na naszym poziomie my nie potrzebujemy takich rzeczy. No i robię sobie w minutę grafikę w Canvie, piszę tam, że: „dzisiaj Światowy Dzień Bezpiecznej Jazdy – zobaczcie, jak możecie zaoszczędzić na OC u mnie”.
Łukasz: A dostęp do banku zdjęć jest jakiś darmowy czy masz swoje prywatne?
Marcin: Tam jest część darmowych, natomiast namawiam zawsze do używania swoich zdjęć. Im więcej Twoich zdjęć, tym lepiej.
Andrzej: Powiem Wam taką rzecz, że zrobiłem eksperyment, bo teraz dużo chodzę po Bieszczadach…
Marcin: O, super, widziałem.
Andrzej: Więc nagrywam filmy. Widziałeś moje filmy?
Marcin: Tak, widziałem zdjęcie z plecakiem.
Andrzej: Wychodzę i te rzeczy zarzucam. Powiem Ci szczerze, że w ciągu praktycznie paru godzin – jeżeli mam zasięg to wrzucam na górze – zanim zejdę z góry, to już mam 100 reakcji na ten film, który ludzie wrzucają. Też jest dobrze np. z tego, co zauważyłem, żeby jeżeli wrzucasz jakieś zdjęcie i jest to Twoje zdjęcie, to nadać mu godzinę i datę, kiedy zostało zrobione.
Marcin: Ciekawe.
Andrzej: Powiem Ci szczerze, że zauważyłem, że gdy takie coś się nadajesz, to bardzo dużo ludzi zaczyna wchodzić i się interesować. Bo oni wiedzą, że to się zdarzyło o godzinie 10:30 tego i tego dnia. Zauważyłem wzrost oglądalności moich zdjęć i filmów, jak wrzuciłem datę i godzinę. I zaczynają ludzie na tym portalu bieszczadzkim po prostu robić dokładnie to samo. I widać, że się wtedy ludzie interesują.
Nawet się w pewnym momencie zaczynają ludzie upominać o to, kiedy zrobiłeś to zdjęcie, dlatego że chcą znać aktualną np. pogodę, która jest w tym momencie w górach. I to nie jest głupie, bo np. rano, wyobraź sobie, że jest godzina, załóżmy, siódma i chcesz wyjechać w góry. I ktoś wrzucił zdjęcie i napisał, że teraz np. o 7:10 tak wygląda.
Marcin: Czyste niebo.
Andrzej: I wierz mi, że Ci ludzie w to wierzą, że tak jest.
Marcin: Tak. No, to jest dobrze i przerażające trochę, że w to wierzą.
Andrzej: To jest przerażające, ale tam też na tym forum zaraz Cię ktoś poprawi, bo to jest forum, które ma paręnaście tysięcy ludzi.
Marcin: Może tam kilometr dalej już jest jakaś przełęcz.
Andrzej: Ale wróćmy jeszcze do tematu fanpage’a, to też ważne. Pamiętajcie o tym, że jeżeli zakładacie swojego fanpage’a i jeżeli nastąpi zapytanie klienta, to żeby na to zapytanie odpowiadać błyskawicznie. Powiem Ci szczerze, że naprawdę liczba zapytań rośnie, jeżeli zaczęliśmy odpowiadać natychmiastowo, bo często Facebook pisze: „odpowiada natychmiastowo”, „odpowiada po jakimś czasie”.
Popatrz sobie, jak się wcielisz w rolę klienta i widzisz: „odpowiada natychmiastowo”. Bo też pamiętaj o tym, że jak zadajesz pytanie stronie, to zachowujesz się jak użytkownik Messengera, czyli jeżeli piszę do znajomego na Messengera, to też oczekuję, że ta odpowiedź będzie sprawna.
Marcin: Oczywiście. Poza tym, jak robiliśmy dla jednego ubezpieczenia direct kampanię w Google AdWords, czyli w tych reklamach, co się wyświetlają po prawej stronie w Google, to pierwsze, co zrobiłem, to zrobiłem test klienta. Czyli wpisałem: „ubezpieczenie OC” w Google, zobaczyłem reklamy i wypełniłem wszystkie te wnioski. Tam były takie krótkie leady do obdzwonienia. I niektórzy ubezpieczyciele zadzwonili dopiero po kilku dniach.
Andrzej: To jest w ogóle stracony lead moim zdaniem.
Marcin: I tak naprawdę 5 minut i musisz… Dłużej niż pięć minut, to zapomnisz.
Paweł: Ty masz fanpage’a, tak? Imiennego czy pod firmą, z którą współpracujesz?
Andrzej: Akurat mój fanpage jest typowo pod produkt. Ja sobie napisałem „NNW Szkolne”, dlatego że to mniej więcej działało. Możecie sobie tam wejść, to jest ta moja strona. I tam naprawdę jest dużo takich różnych tematów, które nurtują ludzi. Bo widzimy, co chcą klienci i tak naprawdę wrzucamy np. „potrzebuję zlikwidować szkodę”. Ale niekoniecznie wchodzi strona np. Bezpiecznego…
Marcin: A to nie jest sezonowość? Nie występuje w tym produkcie szkolnym?
Andrzej: My różne produkty wrzucimy, za chwilę fanpage zmieni swoją nazwę.
Marcin: Aaaa, ok, ciekawe, ciekawe. Czyli w tej chwili jest NNW Szkolne, rozumiem.
Andrzej: Dokładnie. Natomiast teraz już Bezpieczny dość mocno rozszerzył swoją swoją działalność. Powiem Ci tak, że naprawdę w tej chwili zaczyna to fajnie działać. Podkarpacie jeszcze nie jest tak rozwiniętym terenem, jak duże aglomeracje typu aglomeracja śląska, Warszawa czy te duże miasta, gdzie tak naprawdę ci ludzie do siebie są anonimowi. I zauważyłem taką prawidłowość – nie wiem, czy to jest prawda, czy nie – że w większych miastach, jeżeli ludzie do siebie są anonimowi, to bardziej korzystają z Internetu, bardziej poszukują produktów, które mogą kupić przez Internet.
Bo przede wszystkim weźmy typowego człowieka, który pracuje w korporacji. Wyjeżdża rano, zawozi gdzieś te dzieci – do tej szkoły albo nie – potem wraca po południu i jest już zmęczony. On po godzinie dopiero dzieci obsłużył, bo musiał je obsłużyć. Przychodzi godzina 20-21 i się zaczyna okres, kiedy on może na spokojnie usiąść.
Oczywiście wiemy o tym, że on przez cały dzień śledzi Facebooka w komórce, bo śledzi. Ale tak, żeby siąść sobie i zacząć coś rzeczywiście przeglądać, na czym mu zależy, to są to tego typu godziny.
Marcin: Ciekawostka. Parę lat temu, jak właśnie robiliśmy różne kampanie dla banków czy dla ubezpieczycieli, to był jeden dzień w tygodniu, który miał największą liczbę sprzedaży i leadów. Zgadnijcie, który to jest dzień.
Łukasz: Dla banków?
Marcin: Dla banków – na produkty finansowe, ubezpieczenia. Zgadnijcie, kiedy była największa liczba wypełnionych leadów i największa sprzedaż.
Łukasz: Może poniedziałek jest dobrym czasem?
Andrzej: Poniedziałek nie.
Marcin: Obstawiasz poniedziałek? Ty obstawiasz…?
Paweł: Ja, że niedziela.
Marcin: Niedziela. A Ty obstawiasz…?
Andrzej: Ja obstawiam, że środa.
Marcin: No dobra, byłeś blisko (Łukasz). Czemu poniedziałek?
Łukasz: Czemu poniedziałek? Tak odwołałem się do tego, o czym rozmawialiśmy wcześniej. Że to zaangażowanie tej osoby, ten nowy tydzień, nowe rozpoczęcie, nowy czas.
Marcin: Blisko. Poniedziałek – tak. Ludzie po prostu przychodzą do pracy i w pracy, zamiast zająć się pracą, robią konwersję.
Łukasz: No tak, jak po weekendzie.
Marcin: Siedzą przy komputerze i mają – w cudzysłowie – w końcu czas „żeby coś ogarnąć”. Masakra. Ewidentnie w poniedziałek o 10-11 leady, sprzedaże.
Łukasz: I to by wyjaśniało zasięg.
Andrzej: Powiem Ci tak, że mi się to akurat przełożyło, bo ja zrobiłem kampanię teraz na Facebooku. Ta kampania mnie kosztowała teraz około 1500 zł, bo zrobiliśmy na kampanię szkolną i rzeczywiście…
Marcin: Za jaki okres?
Andrzej: To było gdzieś od 15 sierpnia do 20 września, czyli taki miesięczny.
Marcin: Czy jakieś geograficzne zawężenie?
Andrzej: Zawężenie geograficzne było rzucone na Podkarpacie. Czyli miałem kilka kampanii i najchętniej oglądana kampania to był film. Zdjęcia, coś się tam działo – widać było, że tam była duża oglądalność.
Natomiast powiem Wam to, do czego zmierzam, że czym większe miasto, tym większa była oglądalność danego postu. Np. zrobiłem eksperyment i wrzuciłem na okolice typu Przemyśl, jakieś takie tereny oddalone od Rzeszowa i powiem szczerze, że klikalność była dużo, dużo mniejsza. Poza tym Facebook ma też to do siebie, że on to kółkiem zaznacza i żeby ograniczyć teren np. jak wrzucasz Przemyśl, to masz 30 kilometrów.
Marcin: Tak, ale możesz też zamiast „Rzeszów”, napisać „Podkarpackie”.
Andrzej: Ja wiem, ale uważam, że jest to za szeroko. Po prostu, jeżeli chcemy dotrzeć rzeczywiście do jakiegoś klienta…
Paweł: Ale wiesz, Przemyśl to ma dzisiaj 30-40 tysięcy ludzi, Rzeszów ma 5 razy tyle.
Andrzej: Tak, ale ja to zawęziłem już dość mocno.
Łukasz: Ale czym? Odległością czy zainteresowaniami?
Andrzej: I zainteresowaniami, i rodzinnymi takimi sytuacjami. Bo jeżeli Ci zależy np. na danym kliencie, to musisz przemyśleć jaki to jest klient.
Łukasz: Musisz mieć swojego klienta właśnie, dokładnie.
Andrzej: Jeżeli masz klienta…
Łukasz: Awatara takiego stworzonego…
Andrzej: Bo jeżeli chcesz, załóżmy, sprzedać ubezpieczenie szkolne, to kto kupi? Kto potrzebuje ubezpieczenia szkolnego? Z reguły rodzic.
Marcin: Ci, którzy mają dziecko. I ludzie to podają na Facebooku jako dane. Czyli można wyświetlać reklamy ludziom, którzy zadeklarowali, że mają dziecko.
Paweł: Wiek klienta 30-50, dziecko…
Andrzej: Powiem Ci, że nie ma reguły. Akurat z tym wiekiem eksperymentowałem…
Paweł: Ja robiłem szkołę np. teraz u siebie i jak przeglądałem deklaracje, to np. widziałem PESEL ludzi w wieku 50-60 lat.
Andrzej: Dokładnie.
Paweł: Później się okazuje, że babcia z jakichś tam powodów przejęła opiekę, jest opiekunem prawnym dziecka, wnuczka. I to się może wydawać pojedyncze, a to nie było wcale pojedyncze. Na 200-osobową szkołę, myślę, że miałem jakieś 5-10 takich przypadków.
Marcin: Ciekawe. Zaawansowani wiekowo użytkownicy wchodzą też na Fejsa. Tzn. młodsi uciekają z Facebooka, dlatego właśnie, bo ich rodzice, dziadkowie teraz dochodzą do Facebooka.
Paweł: Gdzie uciekają?
Marcin: Gdzie uciekają młodsi? Instagram, Tik-Tok, Snapchat. Tylko wiesz, to jest zawsze to pytanie, czy wchodzić z aktywnościami na nową platformę.
Andrzej: Instagram jest w ogóle specyficzny. Też trzeba sobie zdać sprawę, że narzędziem, którym wprowadza się rzeczy do Instagrama, jest komórka. I trzeba się tego nauczyć. Nie masz czasu na stworzenie czegoś, moim zdaniem, tylko po prostu robisz żywioł. Instagram w danej chwili.
Paweł: Ale to właśnie młodzi. Tu i teraz. Dwa-trzy kliki i jestem na Instagramie.
Marcin: Widzę ostatnio też wysyp profili agentów ubezpieczeniowych na Instagramie. I oni je konsekwentnie prowadzą od kilku miesięcy czy też lat.
Andrzej: Instagram u mnie działa w sposób bardzo prosty. Na przykład zależało mi na jakimś ubezpieczeniu – zobaczcie sobie mój profil. Tam jest chyba Andrzej Wojtas ubezpiecza – już nie pamiętam, bo ten profil jest dość długi. Wchodzicie i zobaczycie sobie taką rzecz – szedłem sobie z ulotką, zrobiłem ulotkę Bezpiecznego i np. zdjęcie na Rzeszów, jakiś tam budynek i ja potem to pokażę. Np. coś mi się spodobało, cyk pod tym. I potem napisane było: „wejdź na stronę, weź kod rabatowy, skorzystaj” itd.
Marcin: Super, dokumentowanie. Czyli chodzi o to, żeby nie wymyślać i nie tworzyć specjalnie sesji zdjęciowej, tylko dokumentujesz po prostu swoją pracę, „swój dzień” w cudzysłowie. Im bardziej to jest autentyczne i prawdziwe, tym lepsze. Spotykasz się z klientem, przybijasz piątkę…
Andrzej: Ja uważam, że jeżeli klient Ci wyrazi zgodę na to, żeby zamieścić, to jak najbardziej warto.
Paweł: Jeżeli klient to tak, ale nawet nie musimy wyrazić zgody, bo ja mogę tam tylko fragment…
Marcin: Słuchaj, możesz przed szpitalem: „właśnie odwiedziłem klienta, który leżał 33 dni” i już. Bez żadnych danych osobowych, bez zdjęcia.
Paweł: To wczoraj np. była sytuacja w Mielcu, że kolegi agenta żona przyjeżdżała, tir na czerwonym ją huknął, uciekł…
Łukasz: Widziałem tę sytuację, widziałem ten post.
Andrzej: Co Toyota ma ścięty przód.
Łukasz: Co szukają sprawcy.
Paweł: To żona kolegi z Mielca.
Marcin: Przeżyła?
Paweł: Tak, sekunda. Gdyby jechała o sekundę szybciej, to dostałby w bok. Dostała z przodu w maskę… No i tu przykład – wczoraj o szóstej rano się wydarzył wypadek, dowiedziałem się o 11, jak byłem gdzieś tam w Polsce i ile osób się o tym dowiedziało.
Marcin: Nośny temat.
Łukasz: Szukają świadków, nie?
Paweł: No, bo na czerwonym przejechał. Ona była na zielonym, jechała, bum.
Marcin: Pewnie. Słuchaj, pomysłów może być naprawdę mnóstwo. Takie dokumentowanie jest świetne. Jest świetna dziewczyna, która ma świetny profil – Sandra bodajże. Nie chcę przekręcać, ale wkleję pod video, linki Wam też podeślę. Ona często robi tak, że np. właśnie ubezpieczyła klienta, który buduje dom i przed tym domem wyciąga swoją wizytówkę i robi zdjęcie. Czyli już jest i dom w budowie, i wizytówka. Na wizytówce są jej dane i już jest jakaś treść.
Łukasz: To nasza Sandra. Sandra Sypień.
Marcin: Sypień, właśnie, właśnie.
Andrzej: Sandra jest rewelacyjna, to jest w osobowość…
Marcin: Świetnie to prowadzi. Sandra, pozdrawiamy Cię.
Paweł: Skąd jesteś?
Łukasz: Ja jestem spod Stalowej Woli.
Andrzej: Ja z Łańcuta.
Paweł: Ja z Jarosławia.
Marcin: A ja ze Szczecina. Jadę pod Stalową Wolę na groby dzisiaj i jutro i akurat tak się udało, że kolega mnie zawiezie. Więc pomyślałem, że fajnie jest się spotkać, pogadać, wymienić poglądy, pomysły, wypić kawę – stąd pomysł.
Prywatny profil – powiedzieliśmy, że te zasięgi na fanpage’u będą spadały.
Paweł: Czemu będą spadały? Bo tak jest Facebook skonstruowany?
Marcin: Bo Facebook chce zarabiać i zarabia z reklam. Przy czym skuteczność niektórych reklam jest naprawdę świetna. Na Szczyt Ubezpieczeniowy w Poznaniu, gdzie było 130 agentów i na Szczyt Ubezpieczeniowy w Warszawie, gdzie było 60 agentów, w 90% pozyskałem ludzi, którzy kupili bilety, czyli zagłosowali swoimi pieniędzmi, przez kampanię płatną na Facebooku.
A zrobiłem to tak, że wyświetlałem reklamy tylko ludziom, którzy podali albo stanowisko zawodowe „agent ubezpieczeniowy”, albo „doradca finansowy”, albo „pracodawca: Allianz, MetLife, Aviva” itd. Te wszystkie dane ludzie zostawiają na Facebooku. To jest przerażające. Przerażające, ale i dobre.
Łukasz: Warto wykorzystać dla nas…
Andrzej: Do profilowania…
Paweł: „Ja nie podam panu daty urodzenia…”
Marcin: Ale zdjęcie dziecka jest na Fejsie… To jest proces. Teraz zachłysnęliśmy się na pewno Facebookiem, który jest super i mediami społecznościowymi. Pewnie trochę musi minąć czasu, zanim się wyedukujemy i zaczniemy troszkę bardziej ostrożnie te dane podawać na pewno.
Czyli te zasięgi na fanpage’ach będą spadały, natomiast fanpage w niektórych przypadkach się przyda do prowadzenia płatnej kampanii. Na prywatnym profilu polecam dokumentowanie swojej drogi, swojej pracy i mieszanie tego z – jak to się ładnie mówi – lifestyle, czyli powiedzmy życie prywatne, edukowanie klientów i historie o tym, jak pomagam klientom.
To są takie trzy filary. I jest też taki świetny pomysł, że na przykład, jeżeli macie obawy, że nie chcecie, żeby wszyscy Wasi znajomi faktycznie widzieli te treści ubezpieczeniowe, to jest fajny „myk”. Możecie na prywatnym profilu stworzyć sobie listę znajomych, jest taka możliwość. I można dodać listę znajomych np. z liceum, ze studiów itd., ale można też stworzyć listę znajomych „klienci ubezpieczeniowi”. I wtedy, jak ja publikuję post na prywatnym profilu, to w wybieram, czy on ma być publiczny – tam są ustawienia prywatności – czy ma być wyświetlony np. do listy klientów.
Paweł: Znajomi, kręgi. Albo „tylko ja”, albo wybrane osoby, żeby ktoś nie widział.
Marcin: Ja jadę na szeroko, na publicznie, bo wiem, że moi znajomi kibicują mi w tych rzeczach, które robię i wiem, że tam będą dodawać, wspierać, komentować itd. I to jest super.
Paweł: A takie grupowanie też trzeba by trochę zautomatyzować, żeby to później faktycznie nie zajmowało dużo czasu.
Marcin: Wiesz jak ja to robię? Jeżeli poznaję agenta ubezpieczeniowego, to dodaję go od razu do listy „agenci ubezpieczeniowi”.
Paweł: Żeby od razu sobie zrobić grupy i od razu dodawać ludzi w takie szufladki.
Marcin: Tak, dokładnie. I to świetnie działa.
Paweł: Z drugiej strony też mi się podoba teza sprzed 15 minut, jak puszczam wszystkim. Ale też ja dzisiaj pewne rzeczy widzę. Jak mi odpowiada, to wchodzę. Jak nie wchodzę, to nie wchodzę. Nie ograniczajmy się, bo to, że dzisiaj ktoś tego nie widzi, to, że on dzisiaj nie ma na to czasu, nie klika… Ja mam też z takich doświadczeń życiowych, że np. z ostatnio pozyskanych klientów to są ludzie, których znam od lat, a w których zasiałem ziarno dość dawno.
Marcin: Dokładnie, o to chodzi.
Paweł: Teraz wykiełkowało.
Marcin: Ale wiesz, wykiełkowało, bo oni z tyłu głowy wiedzieli, czym się zajmujesz. Jak by nie wiedzieli, to by nie wykiełkowało.
Paweł: Kolega z liceum zadzwonił z ubezpieczeniem szkolnym, a z ubezpieczenia szkolnego powstała polisa na życie. Ale o niej rozmawialiśmy już chyba z 5 lat temu.
Marcin: A widzisz.
Paweł: Tak jak mówisz. Nie ograniczam się do tego, bo jak komuś nie odpowiada, to „sorry”.
Łukasz: Przykład zdjęć – ja mam taki case fajny. Fajny, bo dzięki temu doszło do spisania dwóch polis. I zaczęło się wszystko od tego, że ludzie wiedzieli, czym się zajmuję, wiedzieli, co robię na co dzień, ale nie było odzewu ani zapytania żadnego z ich strony.
Zapytanie było wtedy, kiedy mieliśmy kongres, kiedy ja sobie wrzuciłem zdjęcie na ściance. Bodajże to był wtedy Prudential i zrobiliśmy sobie tam zdjęcie z menedżerami, z kierownikami z Prudencial. I ja po tym poście otrzymałem autentycznie dwa albo trzy zapytania: „o, Łukasz masz też Prudencial, fajnie, słyszeliśmy dużo na temat tej firmy, myślę, że warto, żebyśmy się spotkali”. Co prawda nie doszło do spisania akurat tego towarzystwa, ale była polisa.
Marcin: To jest tych sześć punktów kontaktu z reklamą. Kiedyś zobaczyli reklamę Prudential – Młody Bóg, potem zobaczyli reklamę ZUS, że ZUS przysyła papier, kiedyś zobaczyli post, że jesteś agentem i że byłeś na kongresie Prudential. To już są 4 kroki. I pewnie tak dojrzeli, to działa.
Łukasz: To było akurat świetne, bardzo mi się to podobało. Tak że warto zwrócić uwagę na niektóre zdjęcia, które wrzucamy.
Paweł: Czyli profil prywatny. A LinkedIn do tego jak się ma?
Marcin: Już Ci mówię. Zależy na jakich produktach ubezpieczeniowych się skupiasz, jakie są dla Ciebie najważniejsze. Bo jeżeli chcesz dotrzeć do Jana Kowalskiego, klienta końcowego, takiego B2C, czyli mówiąc językiem ubezpieczeniowym – indywidualne, to wtedy myślę, że takie medium jak Facebook i Instagram Ci pomoże.
Natomiast jeżeli chcesz sprzedawać ubezpieczenia grupowe albo PPK, to wydaje mi się, że osobą, z którą powinieneś się najpierw spotkać jest księgowa, specjalista do spraw kadr w małej i średniej firmie. I ci ludzie na pewno mają profil na LinkedInie.
Paweł: Nie zawsze na Facebooku.
Marcin: Tak? Ciekawe, możliwe. Inaczej – każdy, kto w tej chwili szuka pracy na pewnym poziomie stanowiska, ma profil na LinkedInie. Większość ludzi. I specjaliści do spraw kadr, i księgowe w większości mają profile na LinkedInie.
I jest prosty sposób. Wchodzisz na LinkedIn i najpierw sobie robisz swój profil, tak żeby każdy – patrząc pierwszy raz na Twój profil – wiedział, czym się zajmujesz. Czyli zdjęcie w garniturze, napisane: „ekspert do spraw finansów, doradca ubezpieczeniowy”, taka ścieżka kariery itd., „pomagałem takim i takim klientom”, takie i takie certyfikaty. I jak już to zrobisz, to potem wchodzisz w wyszukiwarkę na LinkedIn – na górze jest lupka i piszesz… Z jakiego miasta jesteś?
Paweł: Jarosław.
Marcin: Jarosław. Piszesz: „Jarosław kadr”. To jest może zły przykład, bo jest wiele osób, które mają na imię Jarosław. Ale inne największe miasto obok, niech będzie Rzeszów. Wchodzisz w wyszukiwarkę, wpisujesz: „Rzeszów kadr” i masz listę wszystkich stanowisk ludzi, którzy pracują w kadrach, którzy są w Rzeszowie.
Łukasz: Nie do wszystkich możesz napisać od razu.
Paweł: Rozumiem, rozumiem. Czyli generalnie jak bym wpisał sobie „Rzeszów kadr”, to jest szansa, że wygeneruje mi się tam 100 osób, to z jakiej firmy…
Marcin: Widać.
Paweł: Widać. A już potem docelowo sobie…
Marcin: Oczywiście cała magia polega nad tym, jak do nich uderzysz.
Paweł: Domyślam się, że dopiero jak jestem jego znajomym, to mogę z nim się komunikować, tak jak na Facebooku?
Łukasz: Tak. I zauważyłem, że warto też rozważyć pewną opcję w zapraszaniu np. do znajomych. Ja sam tak otrzymałem kilka i bardzo się to spodobało. Ja na początku do LinkedIna podchodziłem sceptycznie, bo to tak, jak na Facebooku, że ktoś pomyśli, że coś mu chcę sprzedać. I dobrze. I tam właśnie fajnie, że ktoś tak pomyśli, bo po to jest portal stworzony.
Paweł: Tam jest B2B i tam każdy o tym wie, że to jest dla biznesu.
Łukasz: Otrzymałem bodajże coś takiego: „Witaj, mam przyjemność zaprosić Cię do grona moich znajomych. Być może jest to dobry moment na nawiązanie relacji biznesowej”. Taka krótka forma, ale…
Marcin: Myślę, że tutaj jest pies pogrzebany w tej pierwszej wiadomości, w tym, co możemy dać tej osobie. W sensie – co ta druga strona zyska z tej relacji?
I jak wyjdziemy z tematem: „chcę sprzedać w Twojej firmie ubezpieczenia”, to szanse na powodzenie są nikłe. Natomiast jak byśmy podeszli np. na zasadzie: „czy możemy pomóc we wdrożeniu PPK w Twojej firmie w kilka dni?” albo „jakie macie wyzwania w firmie takie HR-owe?” – myślę, że to byłoby lepiej przyjęte.
Tylko – jeszcze raz – kluczowy jest ten pierwszy krok, czyli odpicowany profil. Bo co się stanie, jak wyślesz tę wiadomość? Pierwsze, co ta osoba zrobi – ona nawet jeszcze nie odpisze – to ona wejdzie na Twój profil i będzie Cię sprawdzać. Więc można by zrobić jeszcze jeden krok wstecz i wszystkich Twoich obecnych klientów znaleźć na LinkedIn i poprosić o dodanie Cię do znajomych. Bo wtedy, jak księgowa z Rzeszowa będzie Cię sprawdzała, to popatrzy: „o, on już pracował z takim i takim, to ja odpiszę”.
Łukasz: „A nawet jak nie odpiszę, ale jestem wstępnie zainteresowana, to zapytam mojego znajomego, co on sądzi na ten temat”.
Marcin: Dokładnie.
Paweł: Te mechanizmy działają. Sami też sprawdzamy tak samo…
Marcin: Pewnie, pewnie. Polecam dokumentowanie i opisywanie historii Waszych klientów.
Łukasz: To mi się bardzo podobało. I też ostatnio gdzieś przeczytałem właśnie na temat tego zdjęcia w tle – to jest fajne. Już samym zdjęciem w tle można sprzedawać. Tak jak robi to świetnie – nie wiem, czy kojarzycie – Michał Szafrański.
Marcin: Michał Szafrański. A co on ma na zdjęciu w tle?
Łukasz: On ma siebie i swoje dwie książki.
Marcin: To najlepsza rekomendacja.
Łukasz: I to jest cudowne.
Marcin: W przyszłym roku będę mógł sobie zrobić z jedną swoją.
Łukasz: Tak? Świetnie.
Marcin: Dam Wam znać. Tak że polecam LinkedIn i wydaje mi się, że w tej chwili organiczne zasięgi, które można wygenerować postem na LinkedInie i zwrot z inwestycji, to jest świetna rzecz.
Bo na LinkedInie siłą rzeczy chcemy pozyskać te kontakty do MŚP, powiedzmy. I podejrzewam, że wchodząc do jednej małej lub średniej firmy wartość takiego kontraktu, takich polis dla Was jest dużo wyższa niż wartość jednej polisy komunikacyjnej OC dla Jana Kowalskiego na ulicy. Więc jest duży sens w tym, żeby wejść w LinkedIn, jeżeli oferujecie takie tematy.
Coś testujesz LinkedIna czy jeszcze nie? Chyba nie ta grupa docelowa?
Andrzej: Coś tam testuję. Generalnie mam profil na LinkedInie. Tak jak mówisz – dobre zdjęcie i tam to jest w miarę wypełnione. Natomiast powiem szczerze, że skupiłem się teraz na tym, jak była to prezentacja w Warszawie Dominika Kumali i bardzo mi się jego strona spodobała.
Marcin: Pozdrawiamy, Dominik.
Andrzej: Pozdrawiamy oczywiście, byliśmy zachwyceni szkoleniem w Warszawie.
Marcin: A powiedz – bo jeszcze żeśmy tak przerwali – ta kampania testowa na Facebooku. Video zadziałało najlepiej mówiłeś, tak?
Andrzej: Video działa najlepiej.
Marcin: Czyli był Rzeszów. Nie Podkarpackie, tylko Rzeszów z tym okręgiem, jakieś 1500 złotych na miesiąc bodajże? Ok.
Andrzej: Zadziałało. Natomiast powiem Ci, że robiliśmy eksperymenty w różnych miejscach. Tak samo np. cała Polska zawężona do pewnej grupy – nie wiem, ile tam było – 380-400 tys. ludzi. Bo pamiętajcie o tym, że Facebook ma też dolną granicę, która nie pozwala Ci dotrzeć do tej grupy ludzi. Są na tyle cwani.
Marcin: W sensie grupa docelowa nie może być za mała.
Andrzej: Dokładnie. Uważam, że to jest, że tak powiem, bezczelność Facebooka. Bo ja uważam, że jeżeli np. chcę dotrzeć do tych ludzi, to w tym momencie mogę sobie zrobić mniejszą grupę, ale tego Facebook już mi nie puści. I zaczyna się robić sytuacja tego typu: dlaczego tego Facebook nie puszcza? Dlatego że on chce od nas kasę.
Sytuacja jest taka, że co zauważyłem, gdybym zawęził sobie grupę – załóżmy, że bierzemy Jarosław, 40 tys. ludzi. – i wrzucił w niego te 500 zł, to te 40 tys. ludzi zobaczyłoby ten post.
Marcin: Tylko my nie chcemy do nich wszystkich docierać.
Andrzej: No, dokładnie. Ale nawet jeśli byś to wyciął, zrobił geolokalizację itd., to wtedy, jak byś dał dużo kasy, to w pewnym momencie dotarłbyś dla każdego. Facebook jest na tyle cwany, że tak obcina grupę, żeby ona była na tyle duża, aby było te 7 tysięcy itd., że Ci niby dociera. Natomiast skuteczność Facebooka – bo robiliśmy eksperymenty również na żywca – to jest tak naprawdę współczesne ulotkowanie. Nic innego.
Marcin: Uprościłeś to troszkę.
Andrzej: Ale statystycznie, jeżeli zrobisz kampanię, to bardzo podobny jest wynik.
Marcin: No dobra, tylko że ja, siedząc w Szczecinie, nie dotarłbym z ulotkami do agentów ubezpieczeniowych w Warszawie albo w Poznaniu przy takiej skuteczności.
Andrzej: Ja to rozumiem, ale mówię o danym produkcie. Jeżeli Ci chodzi o dany produkt – wycinek jakiś – to podobna jest statystyka, czyli trzeba liczyć, że tysiąc osób obejrzy i masz jeden zakup. Taka jest przekładnia.
Marcin: A powiedz, to było tak, że wyświetliłeś im jedną reklamę i później oczekiwałeś, że będzie konwersja czy wyświetliłeś pierwszą reklamę video, a potem tym, którzy obejrzeli reklamę, już coś innego? Jak to było? Jeden strzał, jedna kampania?
Andrzej: Kampanię robiłem w takich odstępach dwutygodniowych, czyli jak widziałem, że coś się dzieje na tym, to potem po dwóch tygodniach ją przedłużałem i w międzyczasie jeszcze dorzucałem różne kampanie np. w różnych innych geolokalizacjach.
Marcin: Ok, czyli wyświetlałeś reklamę i ona kierowała do strony internetowej i patrzyłeś swoimi narzędziami, czy ktoś coś kupuje na tej stronie.
Andrzej: Dokładnie. Bo jest narzędzie Facebooka, czyli klikalność linku mi się pokazała. Jak dotarł ten post, do ilu osób dotarł i ile osób kliknęło w link. To się przełożyło na to, co mówię, czyli jeżeli doszedł np. do 14 tysięcy ludzi, to klikalność była ok. 14-20.
Marcin: Ok, to sprzedam Ci tipa, jak możesz jeszcze z tych 1500 złotych jeszcze wyciągnąć trochę więcej sprzedaży, jeszcze teraz. Mówisz, że wgrałeś video.
To teraz następną kampanię nazwij sobie: „Ci, co obejrzeli 50% video”. Budujesz sobie tę kampanię i tam masz takie miejsce „grupa docelowa”, „utworzą nową grupę docelową”. Klikasz „utwórz nową grupę docelową” i tworzysz ją z tych osób, które obejrzały Twoje video właśnie tej reklamy.
I możesz stworzyć grupę docelową z osób, które obejrzały 25, 50 albo 75% Twojego video. I osoby, które obejrzały 50% i więcej Twojego video, to już są raczej osoby, które są tym zainteresowane. Ta grupa będzie już dużo mniejsza niż ta pierwsza, więc możesz z dużo mniejszym budżetem jeszcze raz się im przypomnieć: „Hej, tutaj kup to ubezpieczenie, to my”.
I mogę się założyć o dobrą whisky, że z tej grupy drugiej będzie dużo więcej sprzedaży niż z dużo mniejszym budżetem.
Łukasz: To jest ten remarketing, tak?
Marcin: Remarketing – w uproszczeniu tak.
Andrzej: Więc mówię do kamery, że jeżeli to zadziała, to stawiam w Rzeszowie dla Ciebie.
Marcin: Dobrze, oby się coś sprzedało. Czyli tworzysz nową kampanię, grupa docelowa, utwórz nową grupę docelową na bazie osób, które obejrzały film, wybierasz sobie ten film, który użyłeś w reklamie. Będziesz tam wiedział, że tam obejrzało to 1000-1500 osób i sobie w menu wybierasz osoby, które obejrzały 50 procent tego filmu i wyświetlasz im reklamę. Tylko że ta reklama już musi być trochę inna, żeby oni nie mieli wrażenia, że widzą drugi raz to samo.
Łukasz: Wejdę w słowo, bo właśnie miałem do czynienia z tym, że Facebook na mnie też tak samo zadziałał dwa dni temu. Fajne jest to, żeby nawiązać w tej reklamie, jeżeli macie video i powiedzieć: „cześć, z jakichś przyczyn nie doszło do zakupu w pierwszym kontakcie…”.
Marcin: Tylko trzeba to w sprytny sposób zrobić, żeby nie było w ten sposób, że „duży brat nas ogląda”.
Łukasz: I ważne jest też to po jakim czasie to robisz. Bo jeżeli, powiedzmy, minął już miesiąc, to już nie warto.
Marcin: Zobaczymy, trzeba przetestować. Nie ma złotych rozwiązań, zobaczymy. Już wydałeś tam tysiąc w dwa miesiące od sierpnia. Pytanie, czy oni jeszcze są otwarci na zakup? Ale może warto.
Andrzej: Wiesz, powiem Ci, że już mi się to zwróciło. Teraz analizujemy to na bieżąco i przyjrzałem się teraz, ile mam zakupów. Bo to nie jest też tak, że jeden rodzic kupuje jedną polisę, może mieć trójkę dzieci, czwórkę. Do tego w tym momencie się pokazały jakieś OC komunikacyjne.
Marcin: O, z tej kampanii?
Andrzej: Z tej kampanii, dlatego że Bezpieczny daje możliwość kupienia OC komunikacyjnego. Mówimy o wirtualnym biurze. Ja wszystkim mówię, że nie zajmuję się OC komunikacyjnym, dlatego że dla mnie, jako dla agenta, to są śmieci. Oczywiście połowa się na mnie obrazi, zaraz mnie zhejtuje itd.
Łukasz: Masz prawo, to jest Twoja opinia.
Andrzej: Natomiast zauważam, że zamiast tracić czas na boksowania się – jak wielu agentów – z tym, że zabiorą mu to te directy itd.
Bo popatrzcie, co się stało – to, co bardzo ważne mówił Adam w Warszawie – w Rumunii, że państwo narzuciło 1% prowizji na OC komunikacyjne i okazało się, że tysiące agentów stało się bezrobotnymi. Bo nie reagowali odpowiednio na rynek.
Bo naprawdę Polska jest takim krajem, w którym jeszcze ta świadomość ubezpieczeniowa jest bardzo słaba. Ludzie po prostu: „a jakoś to będzie, dobra nie ubezpieczę domu…”.
Marcin: Ale rośnie, jest progres.
Andrzej: Oczywiście, że tak. Ale jak już sąsiad w danej okolicy zdejmie dach, to za chwilę zaczyna się w tej geolokalizacji naprawdę duża motywacja do zakupu ubezpieczenia.
Marcin: Oby się to nikomu nie przydarzyło.
Andrzej: Oczywiście, tylko tym, którzy się nie ubezpieczyli. Musimy czasem dotrzeć do tego klienta wstrząsowo. On musi zrozumieć jedną rzecz, że składka – weźmy ubezpieczenie domu – w stosunku do naprawy dachu, całe ubezpieczenie na rok, które daje nam nie tylko naprawę dachu, ale również zalania, również rozmrożenia i inne sytuacje. I to jest promil wartości.
W tym momencie np. to OC też zaczyna dużą, że tak powiem, rolę odgrywać w życiu prywatnym. Dobrze skrojone OC. Dzieci dzisiaj są bardzo żywe. Przejedzie rowerem po samochodzie i okazuje się, że lakierowanie wokół Mercedesa to tysiące złotych.
Marcin: Myślę, że dzieci zawsze były żywe, natomiast ludzie bardzo chętnie teraz się sądzą i dochodzą swoich praw.
Paweł: Zachodnie standardy. Pani w Ryanairze nie powiedziała, że kubek jest gorący, dając gorącą kawę. To kosztowało Ryanaira 100 tysięcy euro, bo pani stewardessa nie powiedziała – dając gorącą kawę, jak klient życzy sobie gorącą kawę – że kubek jest gorący. Że w McDonaldzie w USA nie powiedzieli, jak bierze coś w kubku gorącego.
Ale, tak jak mówisz, to narasta, dlatego że firmy, prawnicy tu szukają. I dobrze, żeby ludzie to OC w życiu prywatnym mieli na wysokie kwoty, a nie na 1500 zł.
Andrzej: Ale OC w życiu prywatnym to jest tak samo dla każdego z nas bezpieczeństwo. Dlatego że nigdy nie wiemy, czy Twój nowo zaparkowany samochód za chwilę nie będzie miał wgniecionych drzwi i będzie za nimi karteczka: „Proszę Pana, nie mogę teraz poczekać na to, ale jest numer polisy i proszę sobie zgłosić szkodę z OC z mojego numeru polisy”. Ta świadomość za chwilę będzie, bo monitoring jest wszechobecny.
Marcin: Chciałbym, żeby każdy tak reagował z tą karteczką, że zostawia taką karteczkę.
Andrzej: Ale ja mam klientów, którzy tak robią. Rozumiesz o co chodzi. Po prostu też świadomość tych ludzi jest taka, że dzisiaj monitoring jest wszędzie. Zauważcie, że była teraz sytuacja sprzed dwóch dni – nożownik w Rzeszowie. Są idealne zdjęcia tych ludzi.
Łukasz: Ze sklepów, z ulicy.
Andrzej: Dokładnie. Ze sklepów, z ulicy i ich twarze są pokazane. Wszędzie jest monitoring dzisiaj. Dzisiaj tak naprawdę nie zdajesz sobie sprawy, ile kamer Cię w danym momencie obserwuje.
Nie mówię o tej.
Marcin: Wczoraj leciałem Szczecin-Warszawa, Warszawa-Rzeszów i powiem Wam szczerze, że o mały włos to nasze spotkanie nie zostało odwołane. Bo oczywiście lot z Warszawy do Szczecina się opóźnił, więc lot ze Szczecina do Warszawy się też opóźnił, więc na lot z Warszawy do Rzeszowa biegłem – to był najlepszy chyba sprint na setkę w moim życiu. Ale też się zastanawiałem, czy ja kupując bilet, kupiłem jakieś ubezpieczenie, które by mi pozwoliło przynajmniej…
Paweł: Zrekompensować bilet.
Marcin: Tak. Na szczęście to była ta sama linia, więc lot do Rzeszowa wiedział o tym…
Paweł: Bilet strzelam 500 złotych, ale czy byś zrekompensował, gdybyś tu miał np. spotkanie, na którym mógłbyś stracić 50 tysięcy.
Marcin: Tak, o tym już w ogóle nie mówię.
Paweł: Kiedy miałeś np. podpisać kontrakt…
Marcin: Pewnie to byłaby najdroższa taksówka z Warszawy do Rzeszowa.
Paweł: Bardzo dużo takich sytuacji. OC w życiu prywatnym, jak kiedyś chciałem jednemu klientowi-prawnikowi przeczytać NNW, to mówi, że nikt nie potrzebuje. Ja mówię: „dlaczego?”. „Bo ja wiem, że gdzie coś się wydarzy, to ja będę mógł zapukać. Będzie śnieg leżał, to podejdę do właściciela budynku, będzie mokra podłoga, to…”.
Marcin: Ale co powie?
Paweł: Że się poślizgnął, bo właściciel nieruchomości jest odpowiedzialny za chodnik przed nieruchomością. Jak on udowodni, że tutaj kostkę skręcił, to właściciel nieruchomości…
Marcin: Ale nie każdy jest tak świadomy. Tak, oczywiście.
Paweł: A OC w życiu prywatnych chroni, bo to są groszowe sprawy, tak jak mówisz. Przyszła koleżanka, zapłaciła 16 tysięcy, bo właśnie dziecko kopnęło w samochód piłką dwa razy. I tak, jak mówisz – rozbicie lusterka w Golfie u sąsiada a rozbicie lusterka w Mercedesie średniej klasy, to to już nie są przysłowiowe grosze. Tudzież inne historie.
OC w życiu prywatnym i szczególnie przy nieruchomościach. Bo jeżeli zalewam na dole sąsiada, to ja nie wiem, co u niego na ścianie wisi. Czy telewizor za 2500 zł czy za 12500 zł.
Marcin: A propos mieszkań, to Beata Gut miała świetny post na Instagramie właśnie. Ona ma akwarium i…
Paweł: Rybki.
Marcin: Tak, tak. I świetne pytanie zadała. Pomijam, że ten post był atrakcyjny wizualnie, bo akwarium, rybki itd. To chyba nawet w ogóle było video. Ale zadała tam chyba pytanie do klientów: „czy masz akwarium w domu? Czy wiesz, że niektóre ubezpieczenia mieszkania też pokrywają szkody w przypadku wylania, stłuczenia akwarium?”.
Paweł: Z Warszawy facetowi coś tam strzeliło na górze, a zalało na dole gabinet stomatologiczny. Fotel nie kosztował 1500 zł.
Marcin: No na pewno nie.
Paweł: I wtedy możemy wziąć w takiej sytuacji kredyt, żeby spłacić szkodę, której jesteśmy winni. A ubezpieczenie OC przy nieruchomości nawet na 200-300 tysięcy to są dalej grosze.
Marcin: Tylko wyzwaniem jest tak opowiedzieć to klientowi końcowemu, żeby on w ogóle zdał sobie sprawę z ryzyk i z konsekwencji tych ryzyk.
Ale chyba najlepiej się sprawdza tylko opowiadanie historii. Na przykład że właśnie stoję przed jakimś tam w wieżowcem, budynkiem, jestem po spotkaniu z klientem.
Paweł: Ludzie sobie często nie zdają sprawy, jak często mamy na sobie odpowiedzialność. Już nie mówiąc z tytułu np. prowadzenia firmy, ale z różnych sytuacji właśnie jak bycie właścicielem nieruchomości. Jakie to rości np. w razie szkód majątkowych z tytułu prowadzonej działalności.
Łukasz: Tego jest wiele. Tylko, że często jest tak, że np. rozmawiałem z klientem i klienci pierwszy raz w ogóle mają styczność z tym. Nikt im do tej pory nawet nie powiedział, że coś takiego funkcjonuje.
Paweł: Że tak powiem ściągamy majtki, żeby było tanio i sprzedane czy po prostu dajemy wartość dodaną, żeby było sprzedane, ale z dodatkiem. Różne filozofie.
Andrzej: Ja zadaję bardzo proste pytanie klientowi – czy pan chce polisę czy ochronę? To są duże różnice. Bo jeżeli polisę, to ja nie sprzedaję polis.
Marcin: To masz komfortową sytuację, że możesz tak powiedzieć.
Paweł: Wiesz co, mam kilku super klientów, kiedy przyszedł i powiedziałem, że tego domu nie ubezpieczę.
Marcin: I wrócili do Ciebie, tak?
Paweł: Nie, bo bo ja powiedziałem dlaczego nie ubezpieczam. Bo był np. dom drewniany, to nie ważne, że był drewniany. Ale że kobieta kupiła dom, a mieszkała za granicą. A moje warunki wtedy mówiły, że nie może być okres dłuższy niż 45 dni niemieszkania. Czyli według warunków – w razie szkody – ten dom mogła firma nasza powiedzieć, że nie wypłaca. Powiedziałem wprost: „ja tego domu nie ubezpieczę, bo Ty nie spełniasz warunków”.
Andrzej: Prawda jest taka, że to też nie jest tak, że ja mam komfort, bo nie każdy klient musi być naszym klientem.
Marcin: Święte słowa. W każdym biznesie.
Andrzej: To jest moje zdanie. I jeżeli jesteśmy agentami, którzy chcą za jak najniższą prowizję coś klientowi ubezpieczyć, to ja zawsze mawiam jedno – wszystkie polisy są takie same, jeżeli nie występuje szkoda. Natomiast jeśli wystąpi szkoda, to potem się okazuje, że pierwszy telefon, który występuje u klienta, to jest telefon do Ciebie. Nie do likwidatora firmy ubezpieczeniowej, tylko do Ciebie.
I jak coś sknociłeś, to ja Ci powiem historię. Parę lat temu była sytuacja tego typu, że – oczywiście polisa była dobrze napisana itd., to się oczywiście wytnie, jak się firma nazywa, to był InterRisk – zawala się dach w szkole, okazuje się, że szukają dziury w całym. Oczywiście szkoła ma polisy na ogromne pieniądze, bo to są składki rzędu 12-13 tysięcy złotych. Trzeba wypłacić raptem 6, więc nie jest to wiele i oczywiście InterRisk się czepia, że to była samowola budowlana.
Gdyby mieli dobrą wolę, bo tam były cztery składki – przez lata szkoła nie była szkodowa, to wręcz zarobili ogromne pieniądze. Natomiast powiem Ci szczerze, że oni po prostu odmówili.
I byłem u likwidatora i widziałem, co się dzieje, żeby większość agentów sobie zdawała z tego sprawę. Pierwsze, co leżało na wierzchu, to leżała polisa, na której były wyptaszkowane rzeczy, które rzeczywiście na tej polisie były i było podkreślone i napisane: „to jest”. Bo oni robią to w ten sposób, że jeśli klient zgłasza szkodę i podaje numer polisy, to pierwsze, co robią…
Paweł: Czego nie ma.
Andrzej: Dokładnie. Sprawdzają polisę, co napisał agent, a potem się biorą za resztę. I ja widziałem u likwidatora tę całą teczkę z dokumentami…
Marcin: Że weryfikował papiery z zakupu polisy.
Andrzej: Więc drodzy agenci, jeżeli piszecie bzdury, to liczcie się z tym, że firma to Wam zweryfikuje. I ja to widziałem na własne oczy. I dopiero jak się zobaczy tę drugą stronę procesu likwidacji…
Marcin: Ale tam agent zrobił dobrą robotę czy złą?
Andrzej: Robota była dobrze zrobiona. To był produkt taki MŚP, kiedyś InterRisk to robił. Produkt był bardzo szeroki – tam było wysokie OC, tam było wszystko. Tam było po prostu do all-risku zrobione, więc generalnie, gdyby się nie przyczepili, że to była samowola budowlana, to to byłoby zapłacone.
Natomiast w tym momencie też trzeba wiedzieć o tych przeglądach, o których się często mówi: „drogi kliencie rób przeglądy, bo firma się do tego przyczepi”. I tak samo można powiedzieć, że teraz niby klient jest wkurzony itd. Ale rzeczywiście była to samowola budowlana, bo nie było na to żadnych dokumentów, więc w tym momencie mogło się to zawalić, bo nie spełniało żadnych parametrów itd. Ale klient tego nie zrozumie i trzeba sobie też z tego zdać sprawę.
Marcin: Tylko pytanie, czy to jest też trochę rola agenta.
Paweł: Ale wiesz, czasami granice są…
Andrzej: Wiesz, prawda jest taka, że gdyby firma ubezpieczeniowa rzeczywiście chciała mieć tę dobrą wolę, to mogłaby to wypłacić. Bo jednak na polisie tam była dużo wyższa składka i można to było zrobić.
Natomiast ja powiem krótko – tak to działa, więc my, jako agenci, też powinniśmy sobie z tego zdawać sprawę, że jeżeli widzimy coś, że jest nie do końca, to po prostu się w to nie pchajmy. Dlatego że może nastąpić „sprawdzam” i wtedy zamiast zarabiać pieniądze na kolejnym kliencie zadowolonym i poleceniach, to za chwilę idzie informacja, że…
Paweł: Moja koleżanka miała dom nieubezpieczony, mówię: „idź sobie do jakiejś firmy”. Ubezpieczyła w firmie X i dzięki temu, że na tym domu nie zarobiłem 40-50 złotych, to zarobiłem na innych, bo poleciła mnie iluś klientom. Super koleżanka, super mamy relacje, ale zaczęło się od tego, że jak zobaczyłem dom, to zadałem pytanie, jak przyjechała z Włoch: „kiedy Ty przyjeżdżasz następnym razem?”. „Za pół roku”. Przepraszam, ale punkt 14. mówi: „ja nie mogę”.
Marcin: Ale wiesz, fakt odmowy też może być pretekstem do treści, do historii. „Dzisiaj etyka biznesowa i mój warsztat pracy nakazał mi odmówić komuś z tego i z tego powodu”.
Paweł: Też jak mówisz, czasami są ludzie, że jest chemia, a przychodzi czasami taka menda i czasami lepiej odmówić, powiedzieć: „nie, dziękuję”.
Andrzej: Ale zdecydowanie. Ja w większości np. robię prezentacje w szkołach, to mówię: „Wy nie musicie kupić ode mnie polisy”. Ostatnio miałem sytuację – to się wytnie – że było spotkanie w szkole i okazuje się, że rozmawiamy i babka mówi do mnie: „to wie pan, to ja rozdam rodzicom, to może pięciu się zdecyduje”. Ja mówię: „Wie pani co, niech pani więcej do mnie nie dzwoni”. Szkoda mojego czasu na takie zagrywki. Albo bierzemy wszystko, albo nic.
Marcin: Podejrzewam, że ona chciała albo Cię zaprosić na kawę, albo jakieś inne benefity.
Łukasz: Jakiś taki inny powód za tym wszystkim.
Andrzej: Akurat była sytuacja tego typu, że nic z tego nie będzie. Bo pamiętajmy o tym, że my też ponosimy swoje koszty. Jeżeli widzimy, że ten klient nie wyda… Oczywiście możemy się mylić, ja nie mówię, że nie. Ale też mamy swoje doświadczenie przez lata, że wiemy, że klient nie wyda. On mówi, żeby Cię nie urazić, ale żeby wiesz…
Marcin: Żebyś nie miał za dużych oczekiwań…
Andrzej: Natomiast ja uważam, że jest to strata czasu. Szanujmy swój czas, dlatego że nasz czas kosztuje pieniądze. Jeżeli ktoś nie zdaje sobie z tego sprawy – załóżmy prowadzisz działalność gospodarczą, płacisz pewną składkę ZUS-u, wynajmujesz biuro, płacisz prąd. Bo jak się komuś wydaje, że płaci za prąd tyle i że zużyje, to nie. Dlatego że jeszcze jest do tego składka stała, przesyłowe musisz zapłacić itd. Jeżeli nie pamiętasz o tych kosztach i robisz dla klienta za darmo, czyli jeździsz do niego cztery razy, to Twoja skuteczność jest żadna tak naprawdę.
To, co mówił Berger w swojej książce – warto ją przeczytać. On powiedział jasno, że trzeba też wziąć statystyki, trzeba też tych klientów, że tak powiem, dzielić. Można do niego wrócić po jakimś czasie, ale tak naprawdę zacznijmy się szanować.
My jesteśmy ekspertami, my jesteśmy specjalistami, my czytamy OWU, my odpowiadamy za tę polisę. Bo ja czuję się odpowiedzialny za to, że ja klientowi coś doradzam. Jeżeli ja mówię klientowi: „drogi kliencie, proszę, ubezpiecz to i to, bo będziesz miał ochronę”, to ja nie mogę w środku nocy wstać zlany potem, że czegoś mu tam nie powiedziałem. Bo akurat pech będzie chciał, że akurat właśnie wtedy się to zdarzy.
Marcin: Tak, Ty chcesz spać spokojnie, chcesz mieć czyste sumienie.
Andrzej: Dlatego, kończąc temat, uważam, że jeżeli jesteśmy ekspertami, jesteśmy specjalistami z danej dziedziny, to po pierwsze zawęźmy tę dziedzinę, nie bierzmy wszystkich produktów na pałę, jak wszyscy biorą, tylko zajmijmy się wąskim, że tak powiem, produktowym źródłem.
Czyli jeżeli ja chcę być specjalistą – ja np. zajmuję się typowo ubezpieczeniami osobowymi. Robię majątek bardzo niechętnie. Ktoś mówi: „a dlaczego robisz niechętnie?”. Dlatego że ja Ci wystawię polisę na majątek i będzie taka sytuacja, że jak Ci się coś stanie, to zapłacisz.
Przykład mojej klientki – perfumuje się perfumami, wszystko miło, perfumy spadają na umywalkę, umywalka się tłucze. Wypłata w pełnej kwocie, naprawa umywalki, wszystko jest super. Trzeba sobie z tego zdać sprawę, że co by klientka pomyślała, jak by jej spadły perfumy i by się stłukło, dałaby do firmy i firma powiedziała: „sorry, ja za to nie płacę”, dlatego że tego nie ma. Co ona by sobie o mnie pomyślała? Umywalka kosztowała 2500 złotych.
Paweł: Ok, czyli Facebook, fanpage, reklama. Profil prywatny, na którym mieszam lifestyle, historie i robotę.
Marcin: I edukację klientów.
Paweł: LinkedIn – MŚP, gdzie mogę sobie kadry wyfiltrować. Strona internetowa – czy warto i dlaczego?
Marcin: Podsumujmy. Świetne słowa od kolegi, że nie sprzedajemy do wszystkich. Najlepiej gdybyśmy znali swoją specjalizację. Tak samo jak ja nie gadam do wszystkich, tylko gadam do agentów ubezpieczeniowych. Fanpage, jeżeli już masz, to spoko.
Paweł: Bo mogę stworzyć kampanie reklamowe.
Marcin: Tak, targetowane do konkretnych ludzi, jeżeli wiesz do kogo chcesz dotrzeć.
Paweł: To pytanie – czy każdy ma być moim klientem? Czy pójdę do pani na umowę zlecenie mówić, że powinna się ubezpieczyć na życie, rok składać na emeryturę.
Marcin: Tak. Mam na myśli to, że Facebook daje takie możliwość targetowania, że możesz dotrzeć do lekarzy, prawników, działu kadr itd. Profil prywatny jak najbardziej, bo większe zasięgi. Na profilu prywatnym czy na fanpage’u – możesz połączyć, możesz te same treści dawać.
Natomiast na pewno polecam nie udostępniać na profilu prywatnym postu, który opublikowałeś na fanpage’u, tylko po prostu stwórz post na profil prywatny. On może być taki sam jak na fanpage’u, możesz o kilka dni przesunąć. Nie bałbym się tego, że się będzie to zazębiało.
Paweł: Czyli np. dzisiaj jest piątek, robię to na fanpage’u, a w poniedziałek – w myśl zasady, że ludzie wstali – jakieś 10% drugi raz zobaczy, a reszta pierwszy raz zobaczy. Oszczędzam czas, bo zrobiłem to w piątek, a sobie tylko kliknąłem, żeby mi się to w poniedziałek wyświetliło. Żeby nie robić robić dwa razy tego samego, a z drugiej strony skoro ma być 6 razy, to żeby od razu wykorzystać ten drugi raz z tego pierwszego razu.
Marcin: Tak. Zdjęcia na Instagramie, jeżeli chcesz na Instagramie być. Bo też nie szalejmy ze wszystkim naraz – znajdź to medium, w którym się dobrze czujesz.
Paweł: Najpierw muszę zacząć wszystkie konsekwentnie potestować na dłuższą metę, bo nie ukrywam, że chwilę tam się bawiłem, ale się od tego odłączyłem, a chcę do tego wrócić.
Marcin: Podejrzewam, że najlepiej byłoby zacząć z Facebookiem, z prywatnym profilem – konsekwentnie dokumentować swoją pracę agenta ubezpieczeniowego, lifestyle, historie naszych klientów i edukacja klientów.
I zostań przy tym medium, w którym się dobrze czujesz, bądź konsekwentny, nie rzucaj sobie od razu celów na zasadzie 10 postów dziennie.
Paweł: Jak by np. strona albo jakieś filmiki połączone z kanałem na YouTube, żeby np. historie, które opowiadasz…
Marcin: Już Ci mówię. Odprowadzam mojego syna do przedszkola i po drodze z przedszkola do pracy muszę przejść przez park. Więc zawsze wyciągam telefon w pozycji horyzontalnej, wciskam nagrywanie i mówię: „cześć”.
Wszystko wskazuje na to, że Instagram za chwilę w Australii przestanie pokazywać w ogóle liczbę lajków. Co by się stało, gdybyśmy przestali widzieć liczby lajków pod postami? To by sprawiło, że zaczęlibyśmy naprawdę tworzyć treści nie dla lajków, tylko treści, które są wartościowe.
I staram się wrzucać takie myśli, które mogą pomóc agentom ubezpieczeniowym. To się nazywa Kowalik Codzienny. To nie jest codziennie, bo nie zawsze mam radę, ale bez przygotowania – jedna, krótka myśl. A przenosząc to na Wasz biznes, to wyszedłeś od swojego klienta, wsiadasz do samochodu, jeszcze nie pojedziesz, odpalasz telefon i mówisz: „właśnie wyszedłem od klienta…”.
Łukasz: Najważniejsze jest to, żeby to po prostu zrobić. Jakiej jakości by to nie było.
Marcin: Dziesięć pierwszych będzie beznadziejnych, jedenaste będzie trochę lepsze, z piętnastego będziesz zadowolony, dwudzieste będzie super…
Paweł: A po trzydziestym będą kupować.
Marcin: Tak, dokładnie.
Łukasz: Nową kamerę…
Marcin: Nie, z telefonem. Keep it simple. Z tymi narzędziami, które masz. Nie trzeba więcej, naprawdę. Publikujesz od razu i tam leci. I z czasem w percepcji ludzi będzie oczywiste, że jedynym agentem z Jarosławia jesteś Ty. Ty jesteś agentem Jarosławia, nie ma innego.
Łukasz: Zbudujesz tak swój brand…
Marcin: I wszędzie musisz pisać: „pomagam w Jarosławiu klientom w zabezpieczeniu swojej przyszłości”. Publikujesz, zapominasz. Za jakiś czas paru się znajdzie, którzy będą hejtować, będą się śmiać.
Tym się nie przejmuj. Ja też jak zacząłem robić czy to Szczyty Ubezpieczeniowe, czy publikować za darmo mnóstwo treści, to też miałem mnóstwo ludzi, którzy nie byli z tym „kontentni”, nazwijmy to.
Paweł: I w majątku, i w życiu doświadczyłem takich historii odszkodowawczych, że teraz generalnie, jeżeli ktoś jest wątpliwej wiary, to ja wiem, że działa, a niech on mi udowodni, że nie działa.
Marcin: Dokładnie.
Paweł: Sprawdziłem w Internecie, wszyscy kiedyś umrą…
Marcin: Świetna puenta. Dobra, panowie, dziękuję bardzo za Wasz czas.
Andrzej: Dziękujemy.
Marcin: Fajnie, że się udało spotkać. Ja to poskładam, żeby było audio i video, podeślę Wam, a potem opublikuję w sieci. Powycinam te rzeczy, które powinienem powycinać. I mam nadzieję, że się spotkamy szybciej niż za rok, bo ja w Stalowej Woli jestem co roku. Moja rodzina pochodzi ze Stalowej Woli – mama ze Stalowej Woli, tata z Radomyśla.
Łukasz: Nad Sanem?
Marcin: Tak. I jadę dzisiaj na cmentarz do Radomyśla nad Sanem, dlatego się tak udało parę rzeczy posklejać. Dzięki bardzo.
Dodaj komentarz